Łączna liczba wyświetleń

1849

czwartek, 16 czerwca 2011

Nowi mistrzowie - Dallas Mavericks

Dzisiaj postanowiłem odejść od tego co było 3 albo 4 moje posty temu... innymi słowy nie napiszę dzisiaj nic o muzyce. (!!!) Zdziwieni ? No może troszeczkę, ale muzyka zawsze była jest i będzie dla mnie najważniejsza w życiu... ale teraz co innego. Post będzie o sporcie, a dokładnie o zakończonym już finale w najlepszej koszykarskiej lidze świata - NBA.




Jak każdemu dobrze wiadomo (lub nie) tegoroczny złoty pierścień otrzymała drużyna Dallas Mavericks pokonując w finale 4-2 Miami Heat. Dla wielu było to zaskoczenie... dlaczego? Kogo mamy "na papierze" w Dallas... ich największą (i chyba jedyną) gwiazdę - Dirka Nowitzkiego, a w Miami... Wielka Trójka - LeBron James, Dwayne Wade i Chris Bosh. 1:3 prawda..? Miało być gładko, ładnie i czysto... ale sport jak sport, lubi płatać figle. Po krótce przedstawię zarys tych 6 spotkań...

1 Mecz - hala AmericanAirlines Arena (Miami) - Dallas 84 - 92 Miami (Nowitzki 27 pkt. , James 24 pkt.)

2 Mecz - hala AmericanAirlines Arena (Miami) - Dallas 95 - 93 Miami (Nowitzki 24 pkt., Wade 36 pkt.)

3 Mecz - hala American Airlines Center (Dallas) - Miami 88 - 86 Dallas (Wade 29 pkt., Nowitzki 34 pkt.)

4 Mecz - hala American Airlines Center (Dallas) - Miami 83 - 86 Dallas (Wade 32 pkt., Nowitzki 21 pkt.)

5 Mecz - hala American Airlines Center (Dallas) - Miami 103 - 112 Dallas (Wade 23 pkt., Nowitzki 29 pkt.)

6 Mecz - hala AmericanAirlines Arena (Miami) - Dallas 105 - 95 Miami (Terry 27 pkt., James 21 pkt.)




Jak widzicie powyżej starcie było bardzo wyrównane gdzieś mniej więcej do 3 meczu... później inicjatywę przejęli gracze Mavs i wraz z niemieckim liderem mierzącym 213 cm wzrostu zdobyli tytuł. Jaka mogła być tego przyczyna ? Dobra gra Dallas ? Słaba gra największych gwiazd Miami ? Postawa LeBrona Jamesa ? Jak to się stało, że dotychczasowy lider zespołu z Florydy nie potrafił zdobyć co najmniej 10 pkt w meczu ? Stało się tak w 2, 3 i 4 starciu obu zespołów. Słabsza forma... może stres.. to wie tylko sam LBJ... A Chris Bosh? Słyszał ktoś o nim w tym finale ? Jakieś statystyki ? No niestety nie... po prostu zawiódł. Moim skromnym zdaniem to równo grał tylko D. Wayde, czyli ten związany najdłużej z drużyną Heat. A samo Dallas... zrobiło to co robi najlepiej, zagrało zespołowo i to wystarczyło.

Jeszcze taka wzmianka, jakie zespoły pokonały na drodze do finału drużyny :

Dallas pokonało : Portland Trail Blazers, LA Lakers, Oklahoma City Thunder
Miami pokonało : Philadelphia 76ers, Boston Celtics, Chicago Bulls


Jednym słowem Zachód wygrał, a kowboje z Texasu zdobyli puchar. Gratulacje i liczymy na obronienie tytułu w przyszłym sezonie. Jak wcześniej lokaut nie nawiedzi NBA...


A tak cieszyli się zawodnicy Dallas :

wtorek, 14 czerwca 2011

Three Days Grace - metal i alternatywa w jedną całość.

Wiecie co ? Ostatnio miałem taki mały zastój muzyczny (i wgl zastój...), niby miałem swoją muzyke na telefonie i komputerze, a jednak szukałem czegoś nowego. I na czym się skończyło ? Na powrocie do czegoś głęboko ukrytego na karcie MicroSD w moim HTC. Mowa tu o zespole, który poznałem dzięki mojej byłej już dziewczynie (i dziękuje jej za tą kapele bardzo..). Kanadyjczycy to porządne chłopaki, prawda ? Biorąc za przykład Three Days Grace można to potwierdzić...

Tak mniej więcej wyglądają chłopaki...


Zespół, nie młody bo powstały w 1992 r. liczy sobie już 19 lat, jest czymś na przełomie metalu a alternatywy. Co z tego mogło powstać ? A nowy gatunek muzyczny - metal alternatywny. Tak właśnie w skrócie można określić co grają TDG (lub zamiennie 3DG). Do głębszej analizy przejdę w dalszej części postu... Teraz krótko o członkach :

Adam Gontier (ten pan na pierwszym planie w środku) - kanadyjski wokalista i gitarzysta, to z jego inicjatywy powstał opisywany zespół, wraz ze swoimi dwoma kolegami (basistą i perkusistą) stworzyli 3DG, człowiek posiadający wokal idealnie pasujący do stylu zespołu i do metalu z domieszką alternatywy

Brad Walst (jedyny pan na drugim planie) - basista w zespole, miał swój udział w założeniu zespołu, gra na gitarze basowej od 13 roku życia (taka ciekawostka..)

Neil Sanderson (pan po prawej) - perkusista i współzałożyciel Three Days Grace, (brak ciekawostek)

Barry Stock (pan po lewej) - drugi gitarzysta zespołu, dołączył do TDG w 2006 r. i od razu wziął udział w nagraniu płyty


To tyle o 4 panach...teraz muzyka i dyskografia. Zespołowi nie można zarzucić czegoś takiego jak monotonność. Tutaj nie ma takiego czegoś jak metal metal metal i sieczka...To nie to. Tutaj mamy różnorodność. Od ostrych kawałków takich jak m.in. Time of Dying, The Good Life, Break czy Riot przechodzimy przez takie, że tak powiem "pośrednie" jak Let It Die, I Hate Everything About You, Over and Over czy Someone Who Cares i zawędrujemy do (nie)typowych ballad - Last to Know i Gone Forever. Nie występuje tutaj takie coś jak przerost formy nad treścią. Wszystko jest ładnie zgrane, perkusja nie wybiega poza schemat, gitary dają ładne metaliczne brzmienie, a wokal Adama dodaje jakże niezastąpionej ostrości.




TDG w piosence I Hate Everything About You



TDG w piosence The Good Life



Miałem mówić o dyskografii zespołu. Z tym może być problem. Dlaczego ? Ponieważ zespół wydał 5 płyt ( w tym pierwszej wyprodukowanych zostało tylko 300 kopii a w drugiej 100 kopii ). Oficjalnie (przynajmniej ja) uznaję dyskografię zespołu jako 3-płytową, począwszy od przejścia do wytwórni muzycznej Jive i wydaniu w 2003 r. albumu pt. Three Days Grace. Później po dołączeniu do zespołu Barry'ego Stocka w 2006 r. powstał 2. album studyjny o nazwie One-X, który jest do tej pory najlepiej sprzedającym się albumem TDG. Ostatnim krążkiem był Life Starts Now wydany w 2009 r.






To już by było chyba na tyle jeśli chodzi o Three Days Grace. Mam nadzieje, że spodoba wam się to co napisałem i nie będzie tutaj żadnych błędów (choć sam komputer nie pomagał i ciągle coś się psuło ale udało mi się..).

Zapraszam do czytania i komentowania naszego bloga :)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Przerost formy nad treścią

czyli największa choroba sztuki w dzisiejszych czasach!
Mówię tu o sztuce szeroko pojętej - film, muzyka itp.

Niestety, twórcy zwracają coraz mniejszą uwagę na realną treść(przekaz) ich wytworów. Czasami nie wiem czy można ich jeszcze nazwać artystami czy po prostu rzemieślnikami.

Coraz częściej ów przekaz zastępowany jest "fajerwerkami", które mają przyćmić realną bezsensowność i głupotę. O ile w przypadku tzw. głupich komedii, jest to oczekiwane to bardzo często zdarza się, że filmy zapowiadane jako nie-płytkie(jak to powiedzieć?, nie chodzi o "pełne"...) okazują się zwykłymi gniotami, które po obejrzeniu 5 min., chce się zakończyć.

To samo dzieję się w przypadku muzyki, gdzie komercja pochłania coraz to kolejne zespoły, które jeszcze jakiś czas temu były na prawdę świetne! Pisząc komercja nie mam na myśli tego, iż sprzedają swoje płyty, są popularni - to jest dobre. Chodzi mi tu o komercję pod wpływem której prawdziwi artyści zatracają Siebie. (Choć jeszcze gorsi są fani którzy "obrzucają mięsem" tych którym ta zmiana się nie podoba..:). Inną sprawą są twórcy, którzy od początku są puści, ale o tym innym razem.

Szczerzę mówiąc wolę Sztukę, która może mieć jakieś braki techniczne, ale za to jest pełna treści niż "sztukę", która mimo iż perfekcyjna technicznie(choć nie zawsze) to jej przekaz jest zerowy lub wręcz ujemny(ogłupia...).

To tyle na dziś, może kiedyś pojawi się kolejny post na ten temat.

Zapraszam do komentowania

piątek, 10 czerwca 2011

Niesamowity komiks - Nowy Jork. Życie w Wielkim Mieście.


A dzisiaj taka mała odmiana, a skoro mała odmiana to mała recka, recka komiksu. Naprawdę dobrego komiksu. Niezbyt taniego komiksu..

Twórcą komiksu jest geniusz i jeden z głównych władców świata komiksów - Will Eisner, zmarły w 2005 roku. Jego słynnymi dziełami były m.in. The Spirit, A Contact with God and Other Tenement Stories czy właśnie recenzowany New York. Jego nazwiskiem także są ochrzczone jednej z najbardziej prestiżowych nagród świata komiksu. To tak na wstęp, żebyście coś wiedzieli w ogóle co to za gościu był sobie.


Komiks ukazał się na polskim rynku w 2008 roku dzięki wydawnictwu Egmont. Cena za 440 stron wynosiła 89 złotych. Nie wiem jak dzisiaj jest z dostępnością w sklepach, wiem natomiast że na allegro są dwa egzemplarze w cenie 70-90 złotych. Ja miałem to szczęście, że dostałem egzemplarz za darmo. I jak zacząłem czytać to się wciągnąłem do tego stopnia, że w kościele podmieniłem biblię z dziełem Eisnera. Powiedzmy że od tego czasu nie mogę spożywać jagnięciny. Ale do rzeczy.Te 440 strony to prawdziwe oblicze miasta, wiele mrugnięć oka do czytelnika, wiele ironii, sarkazmu i przesłanek. Po prostu czyste życie. Życie piękne. Życie smutne. Życie miłosne. Życie finansowe. Po prostu życie. Paradoksalnie, to najbardziej życiowa książka jaką czytałem. Z reguły komiksy to superbohaterowie, człowiek pająk, człowiek nietoperz, człowiek paranoik, człowiek pierd, człowiek ksiądz czy jakieś inne. A tu proszę, życie w czystej postaci. Will Eisner oprócz bycia pionierem komiksu, był geniuszem komiksu.


Nie będę się tu rozpisywał, genialna tematyka, genialne przedstawienie, genialne ilustracje. W skrócie - genitalia. No dobra, to taki niesmaczny kawał. Kończąc - polecam bardzo ten jakże soczysty tytuł. Miła odmiana od książki bez obrazków czy od komiksu z superbohaterami. Odstawcie Coelho, Emannuela Schmitta czy innego Kinga*. Weźcie się za Willa Eisnera i jego komiks New York. Bo warto. 

Chyba że jest tak, że w ogóle nie czytacie niczego, co jest bardzo prawdopodobne, to może czas zacząć zamiast siedzieć na kwejkach czy innych spectacularachmovie.


czwartek, 9 czerwca 2011

Od czegoś trzeba zacząć

Miałem napisać coś o muzyce, lecz ze względu na to iż nie jest to blog tylko o muzyce, napisze na inny temat (zostałem zmuszony :).

Zajmę się tematem pisania bloga (zaskoczeni?)
Znalezienie dobrego tematu na posta nie jest tak łatwe jak mogło by się wydawać. Przykład - właśnie go czytasz...

 Jeszcze gorzej jest gdy masz temat ale... z jakiegoś powodu nie możesz go wykorzystać/brak ci chęci. W takiej sytuacji są dwa wyjścia - napisać posta o tym, że nie masz o czym, pisać :P
lub o sprawach na które (w naszym kraju) szkoda słów np. polityka, reprezentacja w piłkę nożną itp. (wybrałem wersję pierwszą)

Wracając do tematu, paradoksalnie najgorzej jest gdy masz za dużo pomysłów. Zdecydowanie o czym powinno się napisać, właśnie teraz, nie jest łatwe. W każdym razie i tak wole ten stan od aktualnego - braku weny i polotu :) Kontynuując tę myśl chciałbym zachęcić wszystkich czytelników do pisania swojego bloga! Czasami dobrze jest się naprodukować, jeśli ktoś chce to czytać. A jeśli nikt nie będzie  - co z tego? Zawsze możesz zrobić z bloga po prostu pamiętnik :)

Już koniec, choć post trochę krótki

Zachęcam wszystkich do komentowania i wydawania swojej opinii na temat naszego bloga.

wtorek, 7 czerwca 2011

Czy to rock, czy to grunge? Czyli recenzja płyty Foo Fighters - Wasting Light

Dzisiaj zebrałem się w sobie i po ciężkim dniu (głownie psychicznie...ojjj i to bardzo..) napisać kolejnego posta. W zamyśle miał być on o czymś związanym z muzyką, jakiś teledysk, może nowy kawałek zasłyszany w internecie... skończyło się na płycie. I to nie byle jakiej płycie - Foo Fighters Wasting Light to jedna z aktualnie najlepszych płyt rockowych wydanych ostatnimi czasy. Ale od początku...



Tak wygląda okładka albumu


Płyta Wasting Light to już 8 z kolei album studyjny zespołu Foo Fighters (dodam, że mojego ulubionego :D), wydany 12 kwietnia 2011 r. Biorąc po uwagę poprzednie albumy, ten różni się o nich. Pod wieloma względami jest to krążek inny, ale nie znaczy, że gorszy. Weźmy pod uwagę ilość singli promujących album. W przypadku wcześniejszych płyt czyli Echoes, Silence, Patience & Grace i In Your Honor, w których to występowało
odpowiednio 3 i 5 takich utworów, tutaj mamy zaledwie jeden. Piosenka Rope, która była "drogowskazem" dla Wasting Light została wydana 1 marca 2011 r. Jest to pierwszy utwór, w którym zespół zagrał w pełnym 5 osobowym składzie (czyli z Patem Smear'em).



Teledysk do piosenki Rope

Skąd wzięła się nazwa płyty? Interesujące pytanie... sam do końca nie potrafię na nie odpowiedzieć :D Chłopaki i producent wykorzystali fragment jednej z 11 piosenek nagranych na płycie - mowa o utworze Miss The Missery (numerek 9 na krążku). W ogóle jeśli mam mówić tutaj o czymś co zawiera na sobie muzykę... to o może o niej popiszę. A więc...

11 utworów pięknie dobranych i skomponowanych w idealną całość nadaje płycie coś takiego, co pozwala słuchać jej godzinami bez znudzenia. Nie ma tutaj równowagi, czy jak kto woli jednolitości. Każda piosenka jest inna... niektóre, takie jak Bridge Burning i White Limo mogą imponować zadziwiającym intro oraz motywem ostrego i pozytywnego brzmienia. Już wspomniany wcześniej utwór Rope, także wyróżnia się swoimi indywidualnymi cechami, które Foo Fighters pięknie eksponują podczas wykonywania tej piosenki.

Myślicie, że mamy tutaj też takie "szaraczki" - piosenki nagrane tylko po to by zapełnić wolne miejsce na taśmie... możecie się czasem pomylić. Wasting Light ma tą własność, że wszystko tutaj wydaje się być dograne do perfekcji i połączone w jedną całość. Alandria, These Days, A Matter of Time, czy Miss The Missery to kawałki prawdziwe, mające swoje "coś" i nie są tylko "tłem" dla innych. Mówiąc o wszystkich utworach nie mógłbym zapomnieć o niezwykle pozytywnym i dającym tzw. werwę Walk i, moim zdaniem, prawdziwym arcydziele jakim jest Back and Forth. Obie piosenki pokazują to co w graniu Foo Fighters jest najlepsze - ostre, ale utrzymane w pewnych standardach brzmienie i przekaz.

Zostały jeszcze dwa... te z kategorii "sami tego nie zrobiliśmy". O co mi chodzi? Chodzi mi o innych muzyków współpracujących przy nagrywaniu utworów. Biorąc pod skalpel Dear Rosemary i balladę rockową I Should Have Known dowiadujemy się o czymś czego normalny słuchać mógłby nie dostrzec. Przechodząc do rzeczy... przy pierwszym z wymienionych swój udział miał Bob Mould, wspomagając wokalnie Dave Grohla - głównego wokaliste. Przy drugim utworze można powiedzieć "reaktywacja Nirvany"...dlaczego? Ponieważ w niej na basie grał Krist Novoselic, czyli były partner Kurta Cobaina i Dave Grohla w najlepszym zespole grunge'owym jaki kiedykolwiek istniał. Sami Fightersi nie lubią i nie tolerują określania ich nową Nirvaną - chcą sami tworzyć odrębną muzykę i nie (że tak to nazwę) jechać na opinii poprzedników.



Krist pomaga dawnym kolegom w grze

Chyba opisałem już wszystkie kawałki po krótce... mam nadzieje, że dobrze mi poszło :D Na koniec chciałbym tylko dodać jeszcze dwie informacje o Wasting Light. Pierwsza to sposób nagrywania albumu. Niby studio i niby wszystko okej, ale... kto nagrywa płytę w garażu ? Tak... Foo Fighters. Wszyscy razem w garażu Dave'a... noi jakoś się udało. Zajęło im to trochę, bo aż pół roku (16 sierpnia 2010 - 3 stycznia 20011 ) ale widać, że oni sami jak i ich fani są z tego szczęśliwi :D

Druga rzecz warta uwagi to osoba producenta płyty. Kto to jest..? Pan nazywa się Butch Vig. Mówi wam to coś? Pewnie tak... przecież to on wyprodukował i wypromował album Nirvany Nevermind, który do dzisiaj sprzedał się w ilości 26 milionów egzemplarzy. No cóż... jak tak samo pójdzie z Wasting Light... to Dave i koledzy mogą być bardzo ucieszeni :D

Tak na zakończenie chcę polecić płytę wszystkich fanom dobrego rocka i pozytywnego ostrego brzmienia. I dodam jeszcze, że jestem szczęśliwym posiadaczem Wasting Light i naprawdę... jest się z czego cieszyć :D

O X Factor słów kilka.

Nie będę się witał nie wiadomo jak, Ci co śledzą mego bloga to mnie znają (czyli ja i moja mama, bo dziewczyna już nie, co oznacza, że TAK, DZIEWCZYNKI, WASZYM CHŁOPAKIEM MOŻE BYĆ WŁAŚCICIEL POPULARNEGO BLOGA ! Propozycje matrymonialne proszę składać przez gg - 4560028.). No ale do rzeczy, przedwczoraj odbył się finał pierwszej edycji MAM TALENT..a, nie, przepraszam, X FACTOR, dlatego krótką notkę chciałem też temu wydarzeniu poświęcić.

Gienek Loska, Ada Szulc i Michał Szpak - tak wyglądała finałowa trójka, trójka, która w mej opinii zasługiwała najbardziej na finał (no, może William Malcolm powinien się znaleźć na podium zamiast Ady Szulc).Czy były zaskoczenia ? Niezbyt. Ada - której mi szkoda w sumie, że duża liczba osób jej nie znosi - pokazała że śpiew ma, ale charakterku czy image`u za grosz, więc powinna się cieszyć z tego trzeciego miejsca, sławę ma także karierę jakąś tam zrobi. Mam koleżankę z okolic pomorza, która - jestem tego pewien - kupi płytę Ady (jeśli takowa się pojawi, a na pewno się pojawi za jakiś czas) tylko po to, by ją spalić, także to tylko utwierdza mnie w zdaniu, że Ada Szulc ma więcej przeciwników niżeli zwolenników. Pozdrowienia dla koleżanki oczywiście serdeczne.

Na drugim miejscu uplasował się Michał Szpak, człowiek z mego regionu. I powiem tak - jak gościa uważałem za kogoś z wielkim talentem, to na dzień dzisiejszy mogę stwierdzić że przydałaby mu się lekka zmiana wizerunku. Czy naprawdę świat potrzebuję kolejnych mutantów Lady Gagi i Madonny ? Gościu byłby genialnym "metalowcem", ale wiadomo że tak się nie stanie i prawdopodobnie nadal będzie wywijał fikołki na scenie. Bądź co bądź, mimo że kilka piosenek mu nie wyszło w trakcie I edycji "iksa", to nie można mu odmówić talentu ani charakterku (w końcu to człowiek z Podkarpacia, no błagam was). Drugie miejsce zasłużone,do tego nagroda za drugie miejsce na pewno mu się spodobała, zobaczymy za 10 dni jak sobie poradzi na Orange Warsaw Festiwal. Dodam jeszcze, że Szpaku z wyprostowanymi włosami, bez jakichś ozdóbek dla pań, na motocyklu, śpiewający Californię...No naprawdę, jakbym widział zastępce Dio i Ousbourna.

No i nasz wielki zwycięzca, człowiek który najbardziej zasłużył na wygraną - Gienek Loska. Nie mam zamiaru się rozpisywać na jego temat tak jak w wypadku poprzednich dwóch finalistów. Repertuar genialny, mam nadzieję że dojdzie do współpracy duetu Loska-Maleńczuk. Wspaniała osobowość, żeby wydał jak najwięcej płyt i zaczarował polską i zagraniczną publiczność.


Dwa słówka chciałem poświęcić trzem uczestnikom programu, a właściwie czterem - Zespołowi Dziewczyny, Matsowi i Pani Gosi. No więc co do Dziewczyn - mają wydaną płytę, więc od razu nawet nie powinno się je brać pod uwagę. Mats niech lepiej spróbuje w Must Be The Music, tam jest niższy poziom, może by mu się udało, bo przez jego ryki moje uszy schowały się do głowy. A co do Pani Małgorzaty..naprawdę genialnie śpiewa po polsku. Jeśli chodzi o angielski..Śpiewa zabawnie i sympatycznie. Na pewno nie powinna dojśc do półfinału, ale mówiąc szczerze - oglądało się ją sympatycznie i sama jest sympatyczna, także miło było.



Mam nadzieję że druga edycja X factor nie pójdzie w ślady Mam Talent, które stało się nudne jak martwe jeże. Oby jurorzy się tylko nie zmienili, bo Maja jako jedyna umie obronić się pod gradobiciem słów Kuby, Kuba zaś umie dostarczyć śmiechu widzom..A Czesław..Fajnie słucha się jego wypowiedzi :)

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Sunrise Avenue, czyli moje "stare - nowe" odkrycie...

Witajcie !

Ostatnimy czasy ciągle skacze z różnych stron internetowych w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mnie zainteresować. Ale jednak to nie Internet był moim drugim Indianą Jones'em...a radio. Tak radio, ten zapomniany przez wielu już przyrząd służący do słuchania muzyki puszczanej na różnych częstotliwościach. Wracając do mojego odkrycia... słuchając tej piosenki czułem się jakbym zwiedzał wzgórza Hollywood. Jakbym był właśnie w Los Angeles w Californii i podziwiał piękne widoki... no a jaka to piosenka i zespół popatrzcie sami :



Mowa tutaj oczywiście o fińskim zespole rockowym Sunrise Avenue. Zespół młody bo utworzony w 2002 r. ( jak dobrze liczę ma jakieś 9 lat), ma za sobą wydanie już 3 płyt (w 2006, 2009 i 2011 r.). Singiel Hollywood Hills pochodzi z najnowszej płyty Out of Style.

Ich podejście do muzyki i styl w jakim to robią jest nie do skrytykowania. Każdy znajdzie tu coś dla siebie... od ballad rockowych po mocne i szybkie kawałki. Osobiście i moim skromnym zdaniem jest to zespół na wysokim poziomie i na pewno sławy chłopakom w najbliższych latach przybędzie... Oczywiście w przyszłości zamierzam również pisać o Sunrise Avenue, bo dlaczego nie pisać o tak dobrym zespole ? :) Polecam gorąco...

Tak na początek...

Witamy na naszym nowym blogu "3 Guys About" :)

Liczymy na to, że będzie on interesujący i pobudzi wielu młodych ludzi do czytania naszych wpisów. Razem z chłopakami chcemy robić to co kochamy czyli pisać o tym co nas kręci :)

Liczymy na wyrozumiałość w pierwszych tygodniach :)